Dlaczego to akurat my, związkowcy z „Solidarności” winniśmy Mu szczególną pamięć? O tym, że Ks. Biskup był niezwykle wrażliwy na problemy wiernych swojej archidiecezji, że był ogromnie życzliwy, a także obdarzony niezwykłym poczuciem humoru, to wiemy. Ale przypomnijmy sobie początek stanu wojennego. Ks. Prymas, kard. Józef Glemp, dowiedziawszy się o wprowadzeniu stanu wojennego i wydarzeniach nocy z 12 na 13 grudnia 1981 roku, zaprosił na Miodową część Prezydium Prymasowskiej Rady Społecznej i kilku doradców „Solidarności”, będących jeszcze na wolności. Utworzony został Komitet Prymasowski ds. opieki nad osobami pozbawionymi wolności i ich rodzinami. Na stanowisko Przewodniczącego Komitetu powołany został sufragan warszawski ks. Bp Władysław Miziołek. Członkowie Komitetu, a także księża biskupi w poszczególnych diecezjach odbyli dziesiątki tysięcy rozmów interwencyjnych z przedstawicielami MSW w celu uwolnienia bądź poprawy warunków i umożliwienia leczenia osób pozbawionych wolności. Wystosowano setki tysięcy pro memoria. Organizowano magazyny darów, które przekazywano pozbawionym wolności, ich rodzinom, pozbawionym pracy za działalność związkową i rodzinom dotkniętym ubóstwem. Działalnością tą sterował ks. Biskup Miziołek. Wielu osobom pomagał osobiście. Sama tego doświadczyłam. Na prośbę bł. ks. Jerzego Popiełuszko wystąpił do ówczesnego Ministra Spraw Wewnętrznych, Czesława Kiszczaka o moje uwolnienie. Wyszłam z więzienia w trakcie procesu. Takich zdarzeń było wiele. Ks. bp. zawsze miał czas dla osób potrzebujących Jego pomocy. Nie zapominajmy o tym.
Ewa Tomaszewska
***
Bp Władysław Miziołek – sługa, nie książę Kościoła
Piętnaście lat temu, 12 maja 2000 r., w wieku 86 lat zmarł emerytowany biskup archidiecezji warszawskiej Władysław Miziołek. Określenie „emerytowany” jest bardzo mylące, bowiem biskup Władysław, dopóki nie złożyła go choroba, był jednym z aktywniejszych polskich hierarchów, a kalendarz miał gęsto zapisany licznymi obowiązkami, które przyjmował bez wahania mimo słabego zdrowia i sędziwego wieku.
Jego dewiza biskupia: „Ministrare” (służyć) najlepiej oddaje charakter jego pracy duszpasterskiej. Kościołowi warszawskiemu służył jako rektor seminarium, proboszcz parafii św. Aleksandra (pełnił tę funkcję nawet będąc biskupem) oraz członek licznych gremiów kurialnych.
Kościołowi katolickiemu w Polsce przysłużył się jako wieloletni przewodniczący Komisji ds. Duszpasterstwa Ogólnego Episkopatu oraz jeden z liderów ruchu ekumenicznego. To on jako pierwszy biskup rzymskokatolicki, po latach rozłamu i wzajemnej niechęci, przekroczył próg świątyni mariawickiej.
Był dobrym duchem „Solidarności”, protektorem bł. ks. Jerzego Popiełuszki, który często przychodził do niego po radę i wsparcie. Zaraz po wprowadzeniu stanu wojennego został przewodniczącym Prymasowskiego Komitetu Pomocy Osobom Pozbawionym Wolności i Ich Rodzinom. Odwiedzał internowanych, pomagał materialnie i duchowo ich rodzinom.
Bp Władysław nie bał się „czerwonych”, nieraz dawał publicznie wyraz swojej dezaprobacie wobec „jedynego słusznego ustroju”. To kosztowało go prawdopodobnie kapelusz kardynalski, gdyż po śmierci kard. Bolesława Kominka władza komunistyczna utrąciła jego kandydaturę na metropolitę wrocławskiego, a Wrocław uchodził wówczas za jedną ze stolic kardynalskich.
Był człowiekiem bardzo dobrym, hojnym, pokornym i bezpośrednim. Nie miał nic w sobie z księcia Kościoła. Swoim gościom sam usługiwał przy stole, nigdy nie odmawiał pomocy, do wszystkich odnosił się serdecznie. To powodowało, że był kochany przez wiernych i księży, którzy traktowali go jak ojca.
Także wśród braci z innych Kościołów chrześcijańskich cieszył się szacunkiem i sympatią.
Grzegorz Polak
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!