Co tymczasem można znaleźć w dokumentach Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych "Lewiatan" i co "kupuje" w dobrej wierze rząd? Że to pomost między starym a nowym systemem emerytalnym, czyli że po całkowitym wejściu w nowy system pomostówki mają zniknąć.
Tak przecież miało być. Gdy w 1999 r. wprowadzano obecny system emerytalny, uznano, że pomostówki to rozwiązanie przejściowe.
– Właśnie, że nie! Nie wynika to z żadnego dokumentu. Bo co miałoby to oznaczać? Że szczególne warunki pracy wpływające na zdrowie przestaną istnieć?
Mam tu porozumienie między "Solidarnością" a rządem z grudnia 1998 r. Kluczem do zrozumienia dzisiejszych sporów są punkty 3. i 4. Zacytuję je: "Pracodawcy zatrudniający pracowników pracujących [w szczególnie trudnych warunkach] (…) zostaną zobowiązani zapisami ustawy (…) do opłacenia za tych pracowników dodatkowej składki, która sfinansuje przejście tych pracowników na emeryturę pomostową". I dalej: "Minister pracy zobowiązuje się do podjęcia negocjacji z organizacjami pracodawców dotyczących możliwości i sposobu opłacenia przez nich dodatkowej składki".
– Wynegocjowano dodatkową składkę w wysokości 1,5 proc. Za mało – z tego z pewnością nie da się zbudować funduszu emerytur pomostowych. Dofinansowywanie tych emerytur z budżetu jest więc ustępstwem wobec pracodawców.
Co z tego wynika? Że dziesięć lat temu nie było mowy o wygaszaniu pomostówek. Jedynym problemem spornym dziś powinno być więc tylko to, jakich grup pracowników mają one dotyczyć. My proponujemy, by nie decydował o tym urzędnik, ale wojewódzkie komisje ekspertów medycyny pracy indywidualnie oceniające szkodliwość pracy na danym stanowisku wedle ściśle określonych kryteriów.
Tymczasem rząd chce całkowicie zlikwidować emerytury pomostowe dla ludzi, którzy weszli na rynek pracy po 1999 r. Z naszych ekspertyz wynika, że to niekonstytucyjny przepis. Dlaczego maszynista, który zaczął pracę w grudniu 1998 r., ma mieć prawo do pomostowej emerytury, a jego kolega, który przyszedł do pracy w styczniu 1999, już nie? Skąd w ogóle rok 1999 jako granica? Nie ma tego w żadnej ustawie.
Ta sytuacja jest efektem lobbingu pracodawców, którzy uzyskują dwie rzeczy.
Po pierwsze, możliwość wyrzucenia z pracy osób zatrudnionych przed 1999 r., za które musieliby od 2010 r. płacić składkę na Fundusz Emerytur Pomostowych. To już zaczyna się dziać.
Po drugie, obciążenie pracodawców dodatkową składką miało motywować do poprawy warunków szkodliwych. Kryterium daty eliminuje ten bodziec. Bo jeśli nikt zatrudniony po 1999 r. nie będzie miał prawa odejścia na emeryturę pomostową i nie trzeba będzie płacić za niego składki, to po co martwić się warunkami, w jakich pracuje?
My z tym nie możemy się zgodzić.
W zamyśle rządu ustawa o pomostówkach ma być jednak elementem większej całości. Praca w szkodliwych warunkach tylko przez 15 lat, a potem przekwalifikowanie się i…
– Ale to na dziś jest fikcja! Program "50 plus" to tylko hasło, nie ma żadnych konkretów. Dziś wiem tylko tyle, że hutnik, maszynista czy pilot zatrudniony po 1999 r. ma pracować do osiągnięcia 65. roku życia. A my na 65-letniego hutnika nie możemy się zgodzić.
A na 65-letniego nauczyciela?
– Nie chcemy rozmawiać o każdej grupie z osobna, nas interesuje tylko likwidacja kryterium daty. To jest bowiem bariera absurdu zawarta w tej ustawie. Czy stanie się coś złego, jeżeli po prostu przedłużymy o rok działanie obecnego systemu, by zyskać czas na przygotowanie nowych rozwiązań?
To nie będzie takie kosztowne. Według wyliczeń prezydenta maksymalny koszt przedłużenia systemu o rok to 1,4 mld zł, według rządu – 2,1 mld zł. Maksymalny – czyli zakładający, że wszyscy uprawnieni przejdą na pomostówki. A przecież znaczna, jeśli nie większa, część pracowników będzie chciała nadal pracować. Równie dobrze może to więc kosztować 200 mln zł. Niestety, rząd nie chce udostępnić szacunków, co też wiele mówi.
– A czy to nasza wina?
Po części wasza. Rząd Kaczyńskiego planował zrobienie porządku z pomostówkami, ale gdy zarysowała się perspektywa wcześniejszych wyborów, wybrał kostium dobrego wujka i zawarł z "Solidarnością" ekskluzywne porozumienie o przedłużeniu o rok pomostowego status quo.
– Przedstawiliśmy swoje postulaty, kiedy nie było jeszcze mowy o wyborach, zresztą po wyczerpaniu procedury negocjacji w Komisji Trójstronnej. A przygotowania do reformy autorstwa tamtego rządu oceniliśmy negatywnie. Dopiero gdy przedstawiliśmy nasze argumenty, premier Kaczyński uznał, że warto dać trochę czasu na rozsądny kompromis.
– My bronimy interesu młodych ludzi zatrudnionych po 1999 r. Bronimy pewnej filozofii społecznej, która obejmuje problem bezpieczeństwa pracy i bezpieczeństwa publicznego. Uważamy, że prawo do pomostówki nie oznacza, że ludzie odchodzić będą z rynku pracy. Ono miało być motorem do stworzenia sensownego programu przekwalifikowywania zawodowego.
Zgadzam się, że trzeba coś zrobić, by wydłużyć pobyt Polaka na rynku pracy. Ale nie można tego robić, antagonizując grupy zawodowe albo pokolenia. Jak to zrobiono w Irlandii? Położono na stole cały tort – uprawnienia pracowników najemnych, rolników, służb mundurowych. Wszyscy razem usiedli, by porozmawiać, jak ten tort sprawiedliwie podzielić. A jak jest u nas? Każdy ma odrębny system. Emerytury mundurowe, rolniczy KRUS, pomostówki…
Tak na marginesie: mówi się dziś o armii zawodowej. Czy ktoś zauważył, że to oznacza podwojenie mundurówki uprawnionej do wcześniejszych emerytur? Ile obciąży budżet wprowadzenie do tego systemu ponad 100 tys. czterdziestolatków? Za pięć-dziesięć lat ktoś złapie się za głowę i powie: "Mamy problem!".
To przecież "Solidarność" wywalczyła kilka lat temu specjalny system emerytur górniczych.
– Statystyczny górnik odchodzi na emeryturę – według danych rządowych – w wieku ok. 48 lat i pobiera ją przez lat 18. Wyobraża pan sobie, że ten statystyczny górnik pracuje do 65. roku życia?
Emerytury pomostowe rocznie kosztują budżet ok. 1,5 mld zł. A KRUS – ok. 15 mld zł! I nic się z tym nie robi z politycznych względów. Pan myśli, że maszynista, który traci prawo do pomostówki, tego nie widzi? Cóż to za umowa społeczna, gdzie ktoś jest mocny politycznie, więc wyszarpuje dla siebie ponad miarę, a innym się zabiera?
Przecież związki zawodowe są aktorem w dokładnie tej samej grze interesów. PSL, jako nieformalny związek zawodowy polskiej wsi, sprzeciwia się zmianom w KRUS. "Solidarność" robi to samo w sprawie pomostówek.
– Przyzna pan, że prawo do KRUS dla zamożniejszych rolników nie ma nic wspólnego z prawem hutnika do zdrowia.
Mówię o zasadach, na jakich uprawia się w Polsce tzw. dialog społeczny.
– I tu dochodzimy do sedna. Dialog społeczny ma polegać na stworzeniu systemu, który sprawi, że każda ze stron będzie chciała dialogu oraz będzie silna i reprezentatywna.
W Polsce nad dialogiem unosi się pusty gest i populistyczny frazes, bo tak maskuje się własną słabość. Związki są niezbyt liczne i słabe. Pracodawcy – jeszcze słabsi, gorzej zorganizowani. Nawet rząd, choć ma silną legitymację demokratyczną i utrzymujące się poparcie społeczne, zdany jest na łaskę prezydenta.
– I to jest clou! Obecny rząd i przynajmniej część pracodawców, którzy tworzą tak naprawdę organizacje lobbingowe, uważają, że słabe związki zawodowe to mniejsze problemy niższe podwyżki, krótsze negocjacje. Takie myślenie jest zaprzeczeniem dialogu! W grudniu zeszłego roku, tuż po zaprzysiężeniu obecnego rządu, zorganizowaliśmy konferencję z udziałem irlandzkich polityków i związkowców. Zaapelowaliśmy o rozmowę o tym, jak wzmocnić partnerów społecznych w Polsce, by można prowadzić skuteczny dialog. Na konferencji pojawiła się pani minister pracy… Fedak. I nic z tego nie wyszło.
Może nie byliście dość wiarygodni po tym, jak zawarliście porozumienie z rządem PiS dotyczące m.in. pomostówek i płacy minimalnej. Jeśli rząd dogaduje się tylko z jedną organizacją, ignorując pozostałych partnerów, to jak się to ma do budowania niezbędnego zaufania?
– Powtórzę – umowę z rządem zawarliśmy po wyczerpaniu możliwości rozmów w Komisji Trójstronnej w interesie milionów polskich pracowników. Nie ma zakazu rozmów bilateralnych. Zresztą rozmowy rządu PiS z pielęgniarkami albo gabinetu Tuska z celnikami miały taki sam charakter.
Nieprawda. Premier Kaczyński dogadał się z zaprzyjaźnionym związkiem, bo potrzebował argumentów do kampanii wyborczej. Często spotykaliście się wówczas z czołowymi politykami z obozu PiS. Gdy OPZZ prosił o analogiczne spotkanie, nikt nawet nie raczył odpowiedzieć na ich list.
– Rzeczywiście dopiero rządowi Tuska udało się sprowokować po raz pierwszy wspólne działania wszystkich reprezentatywnych central związkowych. To świadczy o tym, jak głęboko antypracownicza jest polityka tego gabinetu. Jeśli zaś porównamy programy wyborcze PO i PiS, to czy można się dziwić, że większość członków naszego związku zagłosowała na PiS?
– Przez pół roku w polityce społecznej było kilka różnic – tzw. pakiet Szejnfelda czy ustawa kominowa. Dziś w oświacie, służbie zdrowia czy systemie emerytalnym Platforma zdaje się realizować swój liberalny program. W porządku. Tylko że my nie mamy obowiązku się na to godzić.
Ale zachowujcie proporcje. Słyszę dziś, że rząd nie prowadzi dialogu. To nieprawda, bo w sprawie pomostówek rozmawiano niezwykle intensywnie.
– Po czym zrealizowano swoje, zmieniając nawet już uzgodnione definicje Jeśli spycha się partnerów do kąta, to nawet jak się Komisja Trójstronna zbierze i sto razy, nadal nie będzie to dialog.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!