W ostatnim czasie Poczta Polska S.A. wygrała przetarg na odczyty liczników gazowych. Sposób wprowadzania tej usługi, tak różnej od dotychczasowej działalności, i przydzielania nowych obowiązków budzi wiele obaw wśród pracowników. Tym bardziej w chwili, gdy urzędy są na etapie reorganizacji rejonów doręczeń, a w firmie szykowane są zwolnienia pracowników. Związkowcy mówią wprost: to skandal!
Mimo, że już od lutego listonosze ruszyli z odczytem liczników w Kaliszu, Łodzi, Białymstoku, Mińsku Mazowieckim, Szczecinie i Koszalinie związkowcy twierdzą, że wszystko jest niezorganizowane, a pracownicy są kompletnie nieprzygotowani do wypełniania nowych zadań.
– Listy klientów do odczytu są pomieszane (nie są ułożone według chodu), nie ma kluczy do otwierania skrzynek licznikowych – wymienia Maria Stachowska, przewodnicząca Organizacji Podzakładowej Pracowników Poczty Polskiej Warszawa Południe-Zachód. Zdarza się również, że liczniki znajdują się w piwnicach, a listonosz ze względów bezpieczeństwa (roznoszenie pieniędzy) nie powinien tam schodzić. Problemem są również urządzenia zawieszone równo z górną futryną drzwi na wysokości ok. 2 m. – Listonosze otrzymują informację od swoich przełożonych, aby zaopatrzyli się w śrubokręty, zanim dostarczą właściwe, specjalistyczne klucze. Czy mają nosić ze sobą również drabinę – pyta Stachowska.
Problemem jest również brak wystarczającej ilości urządzeń PDA (czytniki do wprowadzenia danych), których dostarczono do Urzędów Pocztowych śmiesznie mało tj. 1 urządzenie na 3 Urzędy Pocztowe. – Wszystko jest spisywane ręcznie i wklepywane w arkusz. Potem trzeba te informacje wpisać do komputera w Urzędzie Pocztowym. Jak będzie pomyłka to reklamacja i kara zgodnie z umową – tłumaczy przewodnicząca.
Związkowcy podkreślają przede wszystkim, że podpisana z Gazownią umowa ma się nijak do powszechnie świadczonych przez Pocztę usług. Maria Stachowska twierdzi, że dla Poczty wpływy z tego tytułu są znikome w porównaniu do utraty kontraktów na wysyłkę listów z sądów czy ministerstw. – Dziś listonosze przychodzą do pracy, dostają listę do odczytu, bez żadnego planowania, niezależnie od obciążenia w danym dniu. A przecież są zobowiązani do przestrzegania terminów płatności, terminowego doręczania przesyłek i druków bezadresowych. To za to są rozliczani zarówno listonosze jak i cały urząd i to w głównej mierze wpływa na opinię o Poczcie – mówi Przewodnicząca.
O wyjaśnienie powyższych kwestii związkowcy wystąpili również do Państwowej Inspekcji Pracy. Ich zdaniem zawarta umowa jest szkodliwa dla Poczty Polskiej i jej pracowników.
Pracodawca w wielu kwestiach pozostaje głuchy na argumenty strony społecznej. – Pracownicy eksploatacyjni za każdy swój błąd ponoszą konsekwencje finansowe, kary porządkowe. Kiedy ludzie, którzy wprowadzają takie nieprzemyślane, a przede wszystkim nieprzygotowane usługi odpowiedzą za swoją niekompetencje? – pytają związkowcy i proponują, aby osoby, które są odpowiedzialne za tę umowę, nie tylko te które ją podpisały ale również te które do tego doprowadziły, płaciły za powstałe w trakcie jej wykonywania, uszkodzenia drogiego sprzętu oraz kary za nienależyte jej wykonanie. – Na pewno nie pozwolimy, aby ta odpowiedzialność spadła na pracowników Urzędów Pocztowych – mówią związkowcy. – Nie wiemy na ile odporna jest ta grupa ludzi, ile jeszcze potrafi znieść wyrzeczeń, ale nie może być tak, żeby największe obciążenia i wysokie koszty związane z ostatnimi zmianami w Poczty Polskiej, ponosiła tylko eksploatacja i listonosze! – dodają.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!